Recenzja: Antoni Huczyński, „Dziarski Dziadek. Mój sposób na długowieczność”

17-12-2014

dziarski dziadekKsiążkę Dziarskiego Dziadka czyta się bardzo szybko, dosłownie połyka ją na jeden raz. Nie tylko dlatego, że jest stosunkowo cienka, nie tylko dlatego, że napisana jest dużymi literami, ale przede wszystkim dlatego, że bije z niej niesamowita energia, radość życia i moc, charakterystyczna dla tych, którzy szczęśliwie przeżyli swoje życie.

Cały pierwszy rozdział to historia życia pana Antoniego, który walczył w szeregach Armii Krajowej, brał udział w Powstaniu Warszawskim i razem z innymi partyzantami chował się przed Niemcami w puszczy. I w tym pierwszym rozdziale opowiada: o głodzie, o śmierci, o odwadze, o zwątpieniu, o miłości w czasach wojennej zawieruchy, o dziwnych kolejach losu. Warto z uwagą prześledzić te wspomnienia i mieć świadomość, że z tym pokoleniem odejdzie również wiele niesamowitych opowieści. A zaraz potem zadzwonić do swoich dziadków lub przy najbliższej możliwej okazji ich odwiedzić i wypytać o to, co sami pamiętają.

Książka dotarła do mnie w dość specyficznym okresie – akurat, gdy byłam chora. Dziarskiego Dziadka spotkałam już wcześniej, dzięki filmikom zamieszczanym przez jego wnuczka na YouTube, zatem informacja o tym, że napisał książkę o swoim „sposobie na długowieczność” była doskonałą motywacją do tego, by zgłębić temat. Czytając o zdrowym trybie życie w Internecie można śmiało odnieść wrażenie, że im więcej się wie, tym wie się mniej, bo nie dość, że przy obecnej modzie na tą tematykę powstało mnóstwo blogów, publikacji i książek, to znalezione w nich informacje bardzo często… wzajemnie się wykluczają. No ale komu, jak komu, ale facetowi, który przeżył ponad 90 lat i świetnie się miewa, można zaufać. Poza wspomnianym już pierwszym rozdziałem, zawierającym wspomnienia z młodości, w poradniku znajdziemy również sugestie dotyczące ćwiczenia mózgu (który też trzeba trenować, by zachować jego sprawność), ćwiczenia ciała oraz informacje o tym, jak wygląda dieta Pana Antoniego, wraz z przepisami na bardzo proste, ale wartościowe odżywczo dania – i chyba właśnie w tej prostocie tkwi sekret na długie i zdrowe życie. Każdy rozdział zakończony jest dodatkowo opinią eksperta, dzięki czemu ostatecznie można rozwiać swoje wątpliwości i dowiedzieć się, dlaczego z medycznego punktu widzenia to wszystko ma sens.

Tym, co niemal od razu rzuca się w oczy i przykuwa uwagę są zdjęcia Pana Antoniego – radosnego, zadowolonego z życia człowieka, który cały czas się uśmiecha i promieniuje dobrą energią. To działa, nawet przez papier – patrząc na tę radosną twarz człowiek od razu czuje się zdrowszy i mu lepiej. Na uwagę zasługuje również rozmiar liter, które są duże i wyraźne. Domyślam się, że po książkę sięgną również starsze osoby – na pewno będą bardzo zadowolone z tego, że Wydawnictwo o nich pomyślało. Niestety, wcale nie jest to tak oczywiste, jak by się wydawało i często słyszy się narzekania ze strony babć i dziadków, że z chęcią by książki czytali, ale „nic nie widzą”.

Przed nami Święta i czas prezentów. Książka może być świetnym podarunkiem nie tylko dla seniorów, ale również dla młodszych członków rodziny, którym zależy na tym, by żyć zdrowo. Śmiało można uznać, że to książka, która bez względu na to, ile czytelnik ma lat, nic a nic nie traci na wartości. I właśnie to jest jej największą zaletą.

Tomek Michniewicz, „Swoją drogą”

25-09-2013

 michniewicz„A gdyby tak wszystko rzucić i pojechać w cholerę?” – wyrywa się czasem z ust ludzi znudzonych szarością dnia codziennego, zmęczonych pracą, której nie lubią i sfrustrowanych uwikłaniem w sytuacje, które wydają się bez wyjścia. Krąży też po głowie tych, których dopada kryzys i którzy mają dość miasta, cywilizacji i konsumpcjonizmu, bo często przytłaczają. Gorzej z wprowadzeniem słów w czyn i realizacją tego szalonego planu.

To zrozumiałe. Trudno się wyrwać ze strefy komfortu, która nawet jeżeli nie do końca daje satysfakcję, jest strefą oswojoną i na swój sposób bezpieczną. Prawdą jednak jest, że zmiana środowiska pozwala nabrać dystansu do wielu spraw, spojrzeć na nie z boku i często przewartościować swoje poglądy (sprawdzone, polecam). Z tego właśnie powodu zainteresowała mnie książka Tomka Michniewicza pt. „Swoją drogą. Trzy podróże po inne życie” – byłam ciekawa, co (i czy w ogóle?) bohaterzy wynieśli ze wspomnianych podróży i jak przełożyły się na rzeczywistość, do której wrócili. Wszak zmiany na lepsze, nawet w cudzym życiu, są motywujące i bardzo często powodują otwarcie się w głowie nowych furtek, przez które wpadają ciekawe pomysły – zawsze można coś udoskonalić, poprawić i zmienić, by każdego dnia uśmiechać się jeszcze szerzej.

W podróż jadą trzy osoby – przyjaciel, żona i tata Tomka. „Trzydziestolatek z korporacji uciekający od codziennej rutyny do afrykańskiej dżungli. Młoda kobieta konfrontująca się ze swoimi największymi obawami w świecie ortodoksyjnego islamu. Dojrzały mężczyzna, który postanawia wreszcie odwiedzić miejsca, o których marzył przez czterdzieści lat”. Mimo tego, że podróż, którą odbywają, w każdym przypadku miała być podróżą ICH życia, cały czas odnosiłam dziwne wrażenie, że spełniają marzenia… autora, a nie swoje i niekoniecznie odnajdują się w miejscach, do których trafili. Być może jestem skrzywiona, ale podróżowanie traktuję jako swego rodzaju filozofię, która zakłada wędrówkę – nie tylko liczoną w kilometrach, ale także wędrówkę wgłąb siebie. Wędrówkę, na którą trzeba być gotowym. I która zazwyczaj nie przynosi rezultatów z dnia na dzień.

Bo do podróży trzeba dojrzeć.

Z chęcią poczytałabym o wrażeniach bohaterów z ust ich samych, a nie z ust obserwatora wydarzeń. Mimo tego, że cała koncepcja projektu ostatecznie mnie nie przekonała i nie usatysfakcjonowała (choć potencjał był duży), książkę przeczytałam z przyjemnością, bo wzmianki o kulturze i życiu w odwiedzanych krajach, powodowały nieustanną lawinę refleksji na temat naszego życia, tu. W Europie. Refleksji o tym, że, kto wie, być może Afrykańczycy nie mając nic, są szczęśliwsi od nas, którzy (teoretycznie) mamy wszystko, tylko dlatego, że nie mają świadomości, ile można posiadać i że zawsze posiadać można więcej („niewiedza jest błogosławieństwem”). Refleksji o wolności i możliwościach wyboru, których nadmiar wpędza nas często do więzienia zbyt wielu ścieżek, którymi chce się iść jednocześnie, w efekcie czego stoi się w miejscu. Refleksji na temat tego, że czasami pewnym marzeń nie warto realizować, bo są najpiękniejsze wtedy, kiedy pozostają w naszej głowie.

I chyba właśnie o to w czytaniu książek chodzi. O to, co po ich przeczytaniu zostaje w nas samych.

Marek Pindral, „Chiny od góry do dołu”

24-07-2014

chinyPierwsze skojarzenia z Chinami? „Małe, żółte, skośnookie” ludziki, uwijające się jak w ukropie, by swoimi zwinnymi rękami wytworzyć miliony telefonów, ubrań i sprzętów AGD, które falą zaleją europejski rynek. Restauracje, potocznie zwane „chińczykami”, po wyjściu z których włosy i ubrania jeszcze przez wiele godzin mają zapach glutaminianu a pobolewający brzuch przypomina o tym, że nie było warto. Wielkie hale wypełnione butami, torebkami i zabawkami, przytłaczające swoją tandetą. I choć z Państwem Środka nie było mi nigdy po drodze, postanowiłam spróbować je odczarować.

„Chiny od góry do dołu” to zbiór opowieści, które autor, Marek Pindral, przywiózł ze sobą z dwuletniego pobytu w Chinach. Dużo? Mało? Wystarczająco, by zagłębić się w zupełnie inną kulturę, stopniowo poznać ją od wewnątrz i z zebranych spostrzeżeń stworzyć ujmujący kolaż podróżniczo-społeczny. Książka Pindrala to bowiem nie tylko zapis wędrówki po największym azjatyckim państwie, ale także podróży przez kulturę, zwyczaje i mentalność. Podróży opisanej językiem lekkim, barwnym, zabawnym, często ironicznym, który sprawia, że przez zdania czytelnik prześlizguje się z przyjemnością, stopniowo zapadając w specyficzny klimat. Autor jest częścią chińskiej codzienności, dzięki czemu możemy ten egzotyczny kraj „zobaczyć” z perspektywy jego zwykłych mieszkańców, autentycznych i wręcz namacalnych.

Mówi się, że nie należy oceniać książki po okładce, jednak ich estetyka, ogólna jakość wydania egzemplarza, który ma przecież cieszyć też oczy, zawsze zwracają moją uwagę. „Chiny od góry do dołu” to książka, którą przyjemnie wziąć do ręki. Twarda okładka, mapka Chin w środku, porządny papier i przepiękne fotografie, będące świetnym uzupełnieniem czytanego tekstu, sprawiają, że żal odkładać ją na półkę. Jedyne, do czego mogłabym się przyczepić to przypisy – stanowczo zbyt małe literki utrudniają zagłębianie się w dodatkowe informacje.

Warto zapoznać się również z innymi tytułami z serii „Poznaj Świat”, w ramach której ukazały się książki m.in. Wojtka Cejrowskiego, Arkadego Fiedlera. Robba Maciąga, Kingi Choszcz czy Tony’ego Halika. Wszystkie łączy jedno – ciekawa opowieść o miejscach odległych, które nagle stają się bliskie, niemal na wyciągnięcie ręki.

Iwona Menzel, „Szeptucha”

11-06-2014

szeptuchaŚwiat stoi dla nas otworem. Zatarły się granice pomiędzy państwami, tanie linie lotnicze co chwilę zarzucają nas atrakcyjnymi cenami biletów, Internet skrócił dystans pomiędzy miastami, do których nawet jeżeli nie można pojechać, z powodzeniem można zajrzeć, ot, choćby czytając blogi osób, którym udało się tam dotrzeć. Egzotyka jest na wyciągnięcie ręki.

Czy jednak znamy swój własny kraj i miejsca, które są zaraz obok nas?

Podlasie. „Polska B”. Dzika kraina przy wschodniej granicy. Legenda głosi, że tajemne umiejętności, którym dysponują szeptuchy, są darem do Boga, otrzymanym w celu szerzenia dobra i pomocy potrzebującym. Przyjmując ów dar, okazują szczerą chęć pomocy innym ludziom – często kosztem własnych planów na życie.

Olena, bohaterka książki Iwony Menzel, rezygnuje z marzeń o studiach medycznych i po niespodziewanej śmierci babki zostaje wioskową szeptuchą. Poddaje się woli sąsiadów, oczekujących kontynuowania rodzinnych tradycji i postanawia trwać na straży tego, czego nauczyła ją stara Oleszczukowa. Kolejki ustawiające się pod drzwiami domu od samego rana, zapach ziół, monotonny szept modlitw i zaklęć stają się dla niej codziennością. Czy sobie z nią poradzi?

Szeptucha, już szósta książka napisana przez autorkę, w intrygujący sposób odkrywa tajemnice polskiej wsi, nie mniej egzotycznej, niż amazońskie lasy Peru. Przenosi nas w świat ludowej kultury, która zapodziała się gdzieś w cywilizacyjnym rozwoju. Uświadamia, że wszystko, czego potrzebujemy dała nam Natura i że, być może, cały przemysł farmaceutyczny jest potrzebą, która została nam wmówiona. Konfrontuje prawdę i iluzję, łączy nowoczesność z tradycją, odczarowuje zabobony.

Lekki i przystępny, młodzieżowy wręcz, język połączony ze sporą dawką humoru, wyraziści bohaterowie i opisy pięknej przyrody w tle, tworzą opowieść, która szybko wciąga i pozostawia niedosyt. Oraz chęć przeprowadzki na Podlasie. Teraz. Zaraz. Już.

5 skutecznych sposobów na relaks

relaksNatłok pracy, szybkie tempo życia, za mało snu, za dużo kawy, towarzyszący nam na co dzień stres – często zapominamy o tym, że naszemu organizmowi należy się chwila wytchnienia i trochę „luzu”, niezbędnego do tego, by sprawnie funkcjonował. Kiedy dopada nas choroba ciała, zwykle nie myślimy o tym, że prawdopodobnie ma swój początek w głowie, a próba zmuszenia nas do leżenia w łóżku jest naturalną reakcją obronną naszego ciała, które domaga się od nas uwagi. Jak skutecznie radzić sobie z napięciem i nie stracić radości życia?

1. Uporządkuj przestrzeń wokół siebie

Bałagan, który mamy w okół siebie, nawet jeżeli zakrawa o twórczy chaos, rozprasza myśli i powoduje, że czujemy się zagubieni. Uprzątnięcie przestrzeni, w której na co dzień przebywamy pomoże nam lepiej się odnaleźć i skupić na tym, co ważne, bez tracenia czasu na znalezienie czegoś, co zagubiło się w stercie papierów. Wyrzućmy lub oddajmy potrzebującym niepotrzebne ubrania, zróbmy porządki w domowej apteczce, usuńmy niepotrzebne rzeczy z sypialni, a na ich miejsce wstawmy świeże kwiaty. Szybko poczujemy różnicę.

2. Znajdź czas na zdrowy sen

Zdrowy sen to jedna z rzeczy, których najbardziej potrzebuje nasz organizm. Nie zaniedbujmy go! Kładźmy się spać o regularnych porach, wietrzmy sypialnię przed pójściem do łóżka, odpuśćmy sobie oglądanie telewizji w późnych godzinach nocnych, a czas przed zaśnięciem przeznaczmy na relaks. Gorąca kąpiel? Medytacja? Joga? Kilkanaście minut lekkich ćwiczeń? Warto spróbować wszystkiego i osobiście przekonać się, co najlepiej na nas wpływa. Dobrym pomysłem może być również regeneracyjna drzemka w ciągu dnia – pamiętajmy jednak, by nie trwała dłużej, niż 20 minut.

3. Zrób sobie zasłużoną przerwę

Natłok obowiązków i wywołane nim napięcie powodują stres, który przekłada się na naszą efektywność w pracy. Warto wypracować sobie system, w którym po każdym zrealizowanym zadaniu będziemy mieć chwilę na przerwę – może ona trwać nawet kilka minut. W tym czasie dobrze jest oderwać się od komputera, zrobić sobie krótki spacer, rozciągnąć mięśnie i wziąć kilka głębszych oddechów. Krótkie przerwy doskonale wpływają na produktywność.

4. Włącz pozytywne myślenie

Pozytywne myślenie pozwala lepiej radzić sobie z sytuacjami, które napotykamy na swej drodze – zwłaszcza z tymi trudnymi i przyprawiającymi nas o zawrót głowy. Wizualizowanie sobie dobrego zakończenia danej sprawy sprawia, że oczyszczamy umysł z negatywnych emocji i uspokajamy się, zmniejszając napięcie. Pomocne będą również techniki oddechowe, które pomogą dotlenić nasz mózg i uspokoić szybko bijące serce.

5. Naucz się bycia asertywnym

Czasami bierzemy sobie na głowę zbyt wiele obowiązków. Myślimy o nich nawet po wyjściu z pracy, co skutecznie utrudnia zrelaksowanie się i oderwania od zawodowych obowiązków. Postawa asertywna i umiejętność mówienia „nie” pozwala uniknąć sytuacji, w której nie mamy już czasu dla siebie a jednocześnie ułatwia wzajemne zrozumienie i redukuje uczucie frustracji. Asertywność nie oznacza braku dobrych manier. Choć czasami trudno nam odmawiać, z uwagi na rozczarowanie drugiej strony, należy pamiętać, że to my sami powinniśmy być na pierwszym miejscu.

A Wy w jaki sposób najskuteczniej się relaksujecie?

Trygve Gulbranssen, „A lasy wiecznie śpiewają”

a_lasyA lasy wiecznie śpiewają to skandynawska saga, w której nie ma wartkiej fabuły i niespodziewanych zwrotów akcji, a mimo tego czyta się ją z zapartym tchem. Norweska powściągliwość w idealny sposób splata się z postawieniem czytelnika w roli obserwatora, któremu narrator nie zawsze opowiada o tym, co widzi – czasem trzeba wytężyć wzrok, by dostrzec to, czego na pierwszych rzut oka nie widać, pewnych rzeczy się domyślić, a inne sobie dopowiedzieć. Daje to poczucie wolności, bardzo cenione przez bohaterów, którzy lubią uciekać – tak do tajemniczych lasów, jak i wgłąb siebie.

Są małomówni. Świat własnych myśli pochłania ich bez reszty i rzadko ze sobą rozmawiają. Ważą słowa, ceniąc sobie ich wartość. Są dumni, pamiętliwi i uparci. Za ścianą pozornej obojętności i wycofania kryją się jednak gorące i szczere uczucia, którym nie straszne przeciwności losu. Żyją zgodnie z rytmem natury i szanują ją ponad wszystko. Przetrwają w niej tylko ci, którzy są najsilniejsi. Nie tylko ciałem, ale też duchem. Bo cokolwiek człowieka spotyka – powinien zawsze się podnieść i dążyć naprzód, wciąż naprzód, przez całe życie.

Książka spodoba się tym, którym świat dzikiej przyrody i dziewicze krajobrazy są bliższe, niż miejska dżungla (tak, właśnie dlatego sięgnęłam po ten tytuł). Ogromne, ciemne lasy, w których żyją niedźwiedzie, huczące wodospady, niebezpieczne góry pochłaniające istnienia, rozległe łąki i pola uprawiane za pomocą ludzkich rąk, ostre zimy i siarczyste mrozy przenoszą w świat dalekiej północy i… kuszą.

Powieść została przetłumaczona na trzydzieści języków i sprzedana w ponad 12 milionach egzemplarzy. Nie bez powodu. Prosty i oszczędny w stylu język przybliża nam wartości, które są ponadczasowe (akcja książki rozgrywa się w XIX wieku) i które, pomimo upływu wielu lat, aż tak bardzo się nie zmieniły. Ba, wartości, za którymi w dzisiejszym, zabieganym świecie coraz częściej się tęskni.

Bo życie się zmienia, a lasy… Lasy wiecznie śpiewają.

Sport dla Ciebie: Zumba

19-02-2014

zumbaW ostatnich latach Zumba szturmem wdarła się do fitnessclubów i rozpaliła zmysły pań, które nie tylko chcą schudnąć, ale także dobrze się bawić. Energetyczna muzyka, łatwe do zapamiętania kroki, latynoskie rytmy i dużo, dużo optymizmu to tylko nieliczne z zalet tej formy aktywności. Inną jest to, że podczas godziny ćwiczeń spalić możemy nawet 800 kalorii!

Dla ciała

Pewnie nie jedna z Was jest w stanie przetańczyć całą noc, bez cienia zmęczenia. Przy wyjściu na siłownię jest już trochę gorzej, prawda?

Opadamy z sił często już po pierwszych 30 minutach. Zumba jest doskonałym lekarstwem na tego typu problemy – z powodzeniem łączy przyjemne z pożytecznym. Zumba jest połączeniem tradycyjnego aerobiku z elementami tańców latynoskich, takich jak np. salsa czy flamenco i tańcem brzucha. Energetyczna muzyka pobudza do ruchu, który angażuje niemal wszystkie partie naszego ciała.

Podczas radosnych pląsów spalamy kalorie, wysmuklamy sylwetkę i wzmacniamy mięśnie rzeźbiąc pupę, pośladki i uda, a także plecy i ramiona. Wzmocnieniu ulega również wydolność naszego organizmu, który z treningu na trening jest w coraz lepszej formie. Zaletą Zumby jest to, że udział w niej brać mogą wszyscy: zarówno młode dziewczęta, jak i dojrzałe kobiety. Jedne i drugie będą zachwycone!

Dla ducha

Zumba ma pozytywny wpływ nie tylko na nasze ciało, ale także na ducha: wprowadza nas w pozytywny nastrój, redukuje stres i napięcie, a co najważniejsze, daje ogromną porcję rozrywki, motywując do regularnych ćwiczeń. Jeżeli spróbujesz raz i Ci się spodoba, prawdopodobnie nie będziesz mogła doczekać się kolejnego treningu! Zajęcia Zumby to również doskonała okazja do nawiązania nowych znajomości. Dzięki temu, że trening wyzwala w nas pozytywne emocje stajemy się bardziej otwarte na innych. Wspólna pasja bardzo często jest pierwszym krokiem do nowych przyjaźni.  Mieszanka latynoskich rytmów podnosi także poziom endorfin, wprowadzając w stan euforii, który trwa jeszcze długo po powrocie do domu. Warto zainteresować się Zumbą zwłaszcza jesienią i zimą, kiedy zdarza nam się popadać w gorszy humor.

Zalety Zumby

  • Szybka utrata wagi – redukcja tkanki tłuszczowej,
  • Redukcja cellulitu,
  • Poprawa ogólnej kondycji fizycznej,
  • Poprawa koordynacji ruchowej,
  • Pozytywny nastrój i lepsza ocena własnej osoby,
  • Harmonijny rozwój wszystkich mięśni,
  • Poprawa ujędrnienia ciała,
  • Zwiększenie wydajności układu krążenia i oddechowego,
  • Poprawa równowagi oraz prawidłowej postawy ciała,
  • Redukcja stresu i napięcia.

Jak to wygląda w rzeczywistości?

Antoni Kroh, „Sklep potrzeb kulturalnych (po remoncie)”

11-12-2013

góraleUwaga!

Podczas czytania Sklepu… możecie dojść do wniosku, że pragniecie wyprowadzić się z miasta, w którym obecnie żyjecie i czym prędzej zamieszkać na Podhalu, nauczyć się góralskiej gwary i nabyć  stado owiec, które każdego dnia wypasać będziecie radośnie na hali.

Nie miałam zbyt często do czynienia z góralami. Nawet jeżeli wybierałam się w Tatry, spotykałam ich tylko na parkingu samochodowym, gdzie zdzierali z ludzi straszne pieniądze*, a zapytani o to, którym szlakiem warto się przejść, odpowiadali, że nie wiedzą, bo oni po górach nie chodzą. Ano właśnie, ludzi. Okazuje się, że my wszyscy, przyjezdni, nie jesteśmy ludźmi. Jesteśmy panami. Pani, pan. Pon.

Szczytem idiotyzmu naszych czasów, zdaniem Dziadka, są panowie. Siedzieć w mieście i zarabiać w jakiejś śmierdzącej norze przez jedenaście miesięcy w roku po to tylko, by dwunasty miesiąc spędzić w górach i cieszyć się światem a potem dobrowolnie wracać do miasta i znowu cały rok siedzieć w śmierdzącej norze to jedna wielka głupota. Bogaty pon siedzi w mieście jak w więzieniu, jak w grobie, raz do roku przepustka w prawdziwe życie, martwi się, czy go będzie stać na wczasy, a biedny Dziadek ma wczasy całoroczne. Więc, gdyby Dziadek był bogaty, byłby straśnie biydny. Ale, kwała Bogu, zupełnie się na to nie zanosi.

Byłam zachwycona. Prostą, ludową mądrością, tak oczywistą, że trudno na nią samemu wpaść w dzisiejszym świecie fast. Ciętymi ripostami i niewymuszonymi żartami, które wprawiały mnie w podejrzaną wesołość (bo przecież podróżując autobusami lub pociągami należy patrzeć w okno i horyzont muskać smutnym wzrokiem swym). Honorem, sprowadzającym się zwykle do obicia komuśkufy (A w kufe fces?! przewija się przez książkę wiele razy).

Antoni Kroh, który trafił do Bukowiny jako kilkuletni chłopiec (pon z Warszawy), oprowadził mnie po podhalańskich wioskach pokazując życie codzienne górali na tle ich historii i kultury (autor jest etnografem). Wszystko ułożyło się w bardzo zgrabną całość, która mnie zawstydziła, bo uświadomiłam sobie, że jest to świat, którego w ogóle nie znam. Złapałam się za głowę, gdy dotarło do mnie, że przecież Podhale to tylko jeden z licznych regionów w naszym kraju; kraju, o którym wiem bardzo niewiele – a właściwie NIC. Bo cała podręcznikowa wiedza wydała mi się nagle jakaś nijaka i do niczego. Bo jak poznawać miejsca i ludzi nie będąc w TYCH miejscach i nie przebywając z TYMI ludźmi?

Panowie majom skoły, to cymu som takie głupie i nie pilnujom swoich dutków? Dość ik majom.

Sport dla Ciebie: Pływanie

02-07-2013

PływaniePływanie jest naszym naturalnym odruchem. Niestety, zwykle we wczesnym dzieciństwie nie jest on podtrzymywany i szybko zanika.

Nauka poruszania się w wodzie na późniejszym etapie nie zawsze przychodzi z łatwością, jednak warto ją wyćwiczyć i pokonać strach, który nas ogranicza – dobrym pomysłem mogą okazać się np. lekce z ratownikiem. Pływanie jest rodzajem aktywności, z której korzystać mogą osoby w każdym wieku. Z uwagi na to, że nie obciąża układu ruchu, a wysiłek rozkłada się równomiernie na całe ciało, z powodzeniem sprawdzi się również w przypadku osób mających problemy ze stawami.

Nawet jeżeli nie potrafimy pływać i tak warto wybrać się na basen – ruch w wodzie poprawia krążenie, wzmacnia mięśnie, modeluje sylwetkę i odpręża, a przy tym nie jest tak męczący, jak tradycyjna gimnastyka.

Odciążenie stawów

Podczas pływania, aquaaerobiku czy innych ćwiczeń w wodzie nasze stawy nie są w ogóle obciążone. Z tego właśnie powodu wodna aktywność od lat polecana jest jako ważny element rehabilitacji po różnego rodzaju urazach. Woda skutecznie amortyzuje wszystkie ruchy ciała, a jednocześnie stawia opór zmuszając mięśnie do intensywnej pracy.

Na problemy z kręgosłupem 

Podczas pływania szczególnie intensywnie pracują mięśnie grzbietu, które są kluczowe w utrzymywaniu prawidłowej postawy ciała. O wzmacnianiu tej części ciała powinni pomyśleć przede wszystkim ci, którzy na co dzień prowadzą siedzący tryb życia – długotrwałe przebywanie w tej samej pozycji powoduje, że mięśnie ulegają osłabieniu i wiotczeją, co prowadzić może bo bólów kręgosłupa.

Pływanie jest również doskonałe dla ludzi młodych, którzy ciągle rosną – rozwijający się układ kostny potrzebuje dużego wsparcia ze strony mięśni. Badania dowodzą, że dzieci, które od małego chodziły na basen, mają mniejsze ryzyko rozwoju skrzywienia kręgosłupa, niż ich rówieśnicy, którzy nie pływali.

Pływanie wzmacnia również tkankę kostną – w pewnym stopniu może to ochronić nas przed osteoporozą.

Dla ogólnej kondycji 

Pływanie doskonale wpływa na ogólną poprawę kondycji organizmu i jego wytrzymałość. Ruch w wodzie pozwala nie tylko wzmacniać mięśnie, ale także zwiększać pojemność płuc, poprawiać wydolność serca i regulować ciśnienie krwi. Systematyczne wizyty na basenie sprawiają, że mamy więcej energii, łatwiej pozbywamy się napięcia związanego ze stresem i szybciej wracamy do równowagi psychicznej.

Warto pamiętać!

– Odradza się pływanie tuż po jedzeniu oraz całkiem na czczo – najlepiej wybrać się na basen dwie godziny po posiłku lub zjeść wcześniej coś bardzo lekkiego.

– Wybierając się na basen nie zapominajmy o klapkach – chronią nie tylko przed poślizgnięciem się na płytkach, ale także przed infekcjami grzybiczymi.

– Po basenie dokładnie umyjmy ciało mydłem, a włosy szamponem. Przed ubraniem się warto też posmarować skórę balsamem nawilżającym – chlor ma działanie wysuszające.

– Jeśli chlorowana woda wywołała zaczerwienienie oczu, przemyjmy je roztworem soli fizjologicznej, który pomoże złagodzić podrażnienie.

– Lepiej zrezygnować z pływania w trakcie miesiączki – wysiłek fizyczny może nasilić krwawienie.

Sport dla Ciebie: Jazda na rolkach

04-06-2013

Jazda na rolkachJazda na rolkach jest aktywnością, która sprawia wiele frajdy – zarówno dzieciom, jak i dorosłym. Regularna jazda na rolkach szybko przynosi efekty: nasza sylwetka staje się zgrabniejsza, poprawia się kondycja, wzmacniają mięśnie nóg a stres i zmęczenie zostają gdzieś daleko w tyle. Zapalonych rolkarzy z dnia na dzień przybywa – sportowy tryb życia staje się modny. I bardzo dobrze!

Jeszcze kilka lat temu prym w sportach „ulicznych” wiodła jazda na rowerze. Obecnie rolki stają cię coraz bardziej znane i lubiane. Pozwalają w łatwy sposób się przemieszczać, unikać stania w korkach czy tłoczenia się w środkach komunikacji miejskiej. Aby jazda na rolkach była dla nas bezpieczna musimy pamiętać jednak o podstawowych zasadach bezpieczeństwa. Najlepiej jeździć ścieżkami rowerowymi, ulicami z szerokimi chodnikami lub poboczami i mieć „oczy dookoła głowy”. Dobrym pomysłem jest również kask i ochraniacze na nadgarstki, łokcie i kolana – mogą przydać się zwłaszcza wtedy, gdy dopiero zaczynami swoją przygodę z jazdą na rolkach.

Zalety dla ciała

– Spalamy zbędne kalorie i kilogramy – podczas godzinnej jazdy na rolkach spalić możemy nawet 700 kcal!

– Poprawiamy kondycję – jazda na rolkach nie jest trudna, ale wymaga pewnego wysiłku. Pomaga zwiększyć wydolność układu oddechowego, rozwijać układ krwionośny i wyregulować pracę serca.

– Poprawiamy koordynację ruchową – jazda na rolkach jest świetną okazją do ćwiczenia równowagi.

– Rozwijamy mięśnie i kształtujemy sylwetkę – podczas jazdy na rolkach pracują nie tylko mięśnie ud i pośladów (walka z cellulitem), ale także mięśnie łydek, brzucha, ramion i dolnej partii grzbietu, które odpowiedzialne są za utrzymywanie prawidłowej postawy ciała.

– Nie obciążamy stawów – podczas jazdy na rolkach wykonujemy płynne ruchy ciała, dzięki czemu nasze stawy nie są narażone na kontuzje, które mogą pojawić się np. podczas biegania.

Zalety dla ducha

– Relaksujemy się – odrywamy od codziennych problemów, obowiązków i stresów.

– Wyciszamy się – samotna jazda jest doskonałą okazją do odpoczynku od zgiełku, rozmów, obecności innych ludzi.

– Ciekawie spędzamy czas – umawiając się na wspólną jazdę z przyjaciółmi, mamy okazję nadrobić towarzyskie zaległości, przy okazji dbając o swoje zdrowie.

– Poznajemy nowe miejsca i nowych ludzi – jazda na rolkach jest doskonałą okazją do poznania nowych miejsc, w których na co dzień nie bywamy i ludzi, którzy podzielają naszą pasję.

Jak nauczyć się jeździć na rolkach?

Nauka jazdy na rolkach może początkowo sprawiać trochę trudności, jednak trening czyni mistrza. Od czego zacząć?

Najważniejszą kwestią jest kupno dobrych rolek – nauka na złym sprzęcie może nie tylko zniechęcić, ale być również niebezpieczna dla naszego zdrowia. Dobre rolki powinny być wygodne, dopasowane do stopy i nie uwierać. Lepiej wybrać te, które posiadają kółeczka wykonane z kauczuku – są elastyczniejsze niż plastikowe. Przed wyjściem w „teren” warto przyzwyczaić stopy do nowego sprzętu, np. chodząc w rolkach po domu. Istotną kwestią jest postawa, jaką przyjmujemy podczas jazdy. Prawidłowa to lekko ugięte kolana i tułów pochylony do przodu. Dzięki przeniesieniu środka ciężkości odrobinę ku przodowi unikniemy upadku na plecy. Kiedy już opanujemy postawę, możemy przejść do kwestii odpychania się – robimy to jedną nogą, następnie dostawiamy do niej drugą i próbujemy płynnie jechać na dwóch nogach jednocześnie. Aby wyćwiczyć równowagę podczas jazdy należy zmieniać nogę odpychającą.

Powodzenia!